Rola siły fizycznej w sztukach walki

„Najpierw DUCH, potem SIŁA, na końcu TECHNIKA” mówi stare przysłowie mistrzów chińskiego Qin Na. Znamiennym jest fakt iż tym powiedzeniem posługują się ludzie dążący do doskonałości w przechwytywaniu siły przeciwnika, podążaniu za nią i wykorzystywaniu jej przeciwko atakującemu. Od zarania dziejów trwają spory, który z elementów jest kluczowy w treningu by przetrwać „na polu bitwy”. Od zarania dziejów teoretycy sztuk walki wychwalają przewagę „czystej techniki” nad „brutalną siłą fizyczną”. I od zawsze w praktyce okazuje się że w REALNYM starciu najprostsza forma fizycznej siły mięśni MA znaczenie.

Nie piszę tych słów w celu gloryfikacji siły. Są one bardziej nawoływaniem do zdrowego rozsądku. Sam zawsze preferowałem rozwój techniki i precyzji ruchu. JEDNAK walcząc na ringu i całe życie pracując w charakterze ochrony szybko musiałem zrewidować idealistyczne poglądy. Owszem, pokonanie przeciwnika dzięki druzgoczącej przewadze technicznej jest ideałem. Jednakże w brutalnym starciu ulicznym jest to ideał niezwykle rzadko osiągalny. Szczególnie zaś gdy masz do czynienia nie z jednym lecz z kilkoma przeciwnikami. Wytłumaczenie tego faktu jest proste. Bardzo rzadko można liczyć na to iż przewaga techniki nad umiejętnościami przeciwnika będzie „druzgocząca”. A trzeba być przynajmniej kilka poziomów lepszym od niego by zrównoważyć potencjalną przewagę jego siły fizycznej. Liczenie na taką sytuację jest dużym nieporozumieniem i naiwnością.

Światek sztuk walki od zawsze dzielił się na „idealistów” i „pragmatyków”. „Idealiści” niezbyt często walczyli za to mieli czas na rozważania teoretyczne. „Pragmatycy” zaś nie mogli sobie pozwolić na błędy. Błąd zwykle równoważny był z kalectwem lub śmiercią. Dlatego starali się rozwijać WSZYSTKIE możliwe elementy które zwiększały szanse na przeżycie. A jednym z takich kluczowych elementów niewątpliwie jest siła fizyczna. W dodatku jest to jeden z najprostszych elementów do rozwinięcia. Dostępny właściwie każdemu i przynoszący stosunkowo szybkie efekty. Sądzę iż każdy się ze mną zgodzi, że nawet najwybitniejsza technika nie poparta choćby cząstkowo siłą jest bezużyteczna. Kopnięcia czy uderzenia, rzuty czy dźwignie, uciski lub duszenia mogą być piękne i precyzyjne. Bez poparcia ich siłą nie znaczą praktycznie NIC.

Podążając za tezą mogę przedstawić dodatkową argumentację z którą trudno się nie zgodzić. Co się stanie gdy spotka się dwóch przeciwników o porównywalnych „parametrach” ducha i techniki??? Loteria??? Oczywistym jest iż zdecydowanie większe szanse ma SILNIEJSZY. Tą prostą prawdę dawno zrozumieli mistrzowie Qin Na i Shuai Jiao (chińskie zapasy), dążący do maksymalizowania siły jako jednego z wielu elementów swoich umiejętności. Jeden z najsławniejszych mistrzów Shuai Jiao był fizycznie potężny. Patrząc na jego zdjęcia, nawet w czasach współczesnych „mistrzów kulturystyki”, z uznaniem doceniam jego wybitnie rozwiniętą masę mięśniową. Jak sądzę miała ona niebagatelny wpływ na fakt że odszedł on z tego świata w glorii niepokonanego wojownika. A przecież Shuai Jiao jest stylem wybitnie „technicznym”.

OK. – a co z Muay Thai??? Przecież znakomita większość zawodników „zbija wagę”. A i owszem. Ale siłę starają się rozwijać maksymalną możliwą w swojej wadze. Do terminu „siła” zaliczam też uodpornienie ciała na urazy i uderzenia w czym Tajowie „celują”. Poza tym współczesne Muay Thai to w znakomitej większości „sport walki ringowej”. Rządzi się własnymi prawami i jak w każdym sporcie walki z kategoriami wagowymi, niejako „wymusza” kontrolę wagi „w dół”. Odmiennie wyglądała sytuacja setki lat temu gdy wojownicy walczyli na polu bitwy nie dobierając przeciwników wagowo. A i współcześnie czy sądzicie że łatwo znajdziecie 60 kg „Taja” śmiało atakującego 120 kg „europejczyka”? W dodatku zakładając, iż „europejczyk” ów RÓWNIEŻ ćwiczy Muay Thai (lub jakąkolwiek inną sztukę walki)? Nie sądzę.
Nieprzypadkowo krąży anegdota: „Najważniejszym przyrządem treningowym łagodnej sztuki walki Judo jest… SZTANGA!!!”. Niejednokrotnie oglądając walki Judo można się zastanawiać „gdzie się podziała technika?” w tej „bezładnej szarpaninie”. Otóż technika w tych walkach JEST obecna. Judocy i Zapaśnicy są jednymi z najgroźniejszych wojowników w realnym starciu. Tyle że na macie spotykają się z innymi Judokami (Zapaśnikami). Obaj zawodnicy doskonale znają zarówno rzuty jak i kontry przeciwko nim. Nic dziwnego że obok techniki taki nacisk kładą na siłę. Bo siła MA znaczenie.

A „łagodne” chińskie style „wewnętrzne”? Choćby Tai Chi Chuan z treningiem tak skoncentrowanym na rozwoju siły „wewnętrznej” oraz umiejętności „przejęcia” siły przeciwnika? Mało kto wie iż założyciel najpopularniejszego stylu Yang był potężnym człowiekiem o olbrzymiej sile fizycznej, zaś założyciel stylu Wu był ekspertem Shuai Jiao pracującym w charakterze ochroniarza cesarskiego. Nie wspominając praktyków „źródłowego” stylu Chen kładących ogromny nacisk na rozwój siły fizycznej. Współczesne zawody „pchających dłoni” również dalekie są od zrelaksowanego „przetaczania się” połączonymi rękoma.

Swego czasu jeden z najsławniejszych zawodowych kulturystów miał poważny wypadek swoim sportowym samochodem. Samochód był dosłownie „zmielony”. Nie miał najmniejszych szans by wyjść żywym z tego wypadku. A jednak PRZEŻYŁ!!! To było wręcz nieprawdopodobne. Jego połamane ciało było „wycinane” z wraku auta. Po wielomiesięcznym leczeniu lekarze stwierdzili iż przeżył WYŁĄCZNIE dzięki wybitnie rozwiniętej masie mięśniowej. Dlaczego? Ogromna masa mięśni jaką był „obudowany” podziałała jak swego rodzaju „tarcza”, naturalna „poduszka powietrzna” (powinienem powiedzieć „mięśniowa”). Przytaczam tą historię by wskazać jeszcze jeden niezwykle ważny aspekt. Dobrze rozwinięte mięśnie to naturalna „tarcza”. Często uderzenie które „połamie/znokautuje” 60 kg zawodnika, tylko „stłucze” 90 kg „osiłka;)”, bez szkody zostanie „przyjęte” przez 120 kg „potworka;)”. Warto więc rozwijać swoją naturalną „tarczę mięśniową” bo… POMAGA.

Kolejnym aspektem jest psychologiczne oddziaływanie na przeciwnika. Nikt mi nie wmówi że tak samo będzie podchodził do przeciwnika 60 kg i 120 kg. Jeśli tak twierdzi to nie wierzę by kiedykolwiek walczył z kimś cięższym od siebie (czy to na treningu czy też w sytuacji realnego starcia). Z reguły „większy i silniejszy” jest groźniejszy od „mniejszego i słabszego” (choć jak w każdej „regule” wyjątki się zdarzają). Oczywiście cały czas mam na myśli przeciwników porównywalnych w kontekście treningu sztuk walki. Gdy rozpoczynałem swoją „przygodę” z pracą w ochronie, nieustannie musiałem komuś coś „udowadniać”. Co chwilę znajdował się ktoś kto WIEDZĄC ze słyszenia co potrafię, mimo wszystko chciał „sprawdzić”. Dlaczego? Ważyłem „zaledwie” 70 kg. A że NIE LUBIĘ nikomu musieć „udowadniać”, w szczególności gdy też „coś” potrafi, zdecydowałem że do elementu „techniki” koniecznie muszę dodać element „siły”. Mimo iż „technika” wystarczała, konieczność ciągłych potyczek w pracy nie należała do najprzyjemniejszych. Wraz ze stopniowym wzrostem masy do 110 kg sukcesywnie zmniejszała się liczba potencjalnych „testerów”. Dlaczego? Każdy „tygrys” szuka ŁATWEJ zdobyczy. A kolejne stare chińskie przysłowie mówi „Gdy dwa tygrysy walczą… OBA są ranne” (niezależnie od tego który zwycięży).

A co z rozciągnięciem i rozluźnieniem ciała? Zamiast „mielić ozorem” odsyłam do mojego artykułu o rozciąganiu. Seria zamieszczonych zdjęć wymownie udowadnia iż masa mięśniowa nie szkodzi gibkości. Oczywiście pod warunkiem że nad ową gibkością pracujemy.

Zbliżając się ku końcowi, PRZEKORNIE muszę stwierdzić… „siła to NIE WSZYSTKO”. Jakżeż często zdarzało mi się widzieć wchodzącego na ring zawodnika o imponującej wręcz muskulaturze, który następnie całkowicie bezradny dostawał baty od dużo słabszego fizycznie oponenta. Natychmiast było widać iż ów „olbrzym” cały niemalże swój czas treningowy poświęcił wyłącznie „sile” zaniedbując pozostałe istotne elementy wyszkolenia. Należy pamiętać iż siła fizyczna będąc bardzo istotnym elementem, wciąż pozostaje tylko jedną z wielu części składowych układanki tworzącej „wojownika”. Nadmierna koncentracja wyłącznie na treningu siłowym zbyt często prowadzi do zaniedbania aspektów technicznych a co za tym idzie do zmniejszenia skuteczności w walce. Jak wszędzie ważna jest umiejętność znalezienia tzw. „złotego środka”. Nie zapominajcie jednak o treningu siłowym niezależnie od tego co mówi wam instruktor. W końcu to Wy będziecie kiedyś musieli „walczyć” sami za siebie (czego Wam nie życzę). On za was nie „zawalczy”.